Ostatni dzień w Jerozolimie. Dzielnica żydowska. Ściana Płaczu - najświętsze miejsce Judaizmu. Tłum turystów, którzy nie bardzo wiedzą jak się zachować. Wierni, niezbyt przychylnym okiem patrzący na ludzi, przybyłych ze wszystkich stron globu. Kontrola toreb i plecaków. Atmosfera pełna napięcia, szczególnie po męskiej stronie Ściany Płaczu. Ktoś krzyczy na kobietę, która zapisuje prośbę do Boga na kartce, ale robi to w niedozwolonym miejscu... Jest to jedyne takie miejsce na Ziemi.
W tunelu, który znajduje się po lewej stronie Ściany (niewidoczny na zdjęciu), należy napisać na kartce prośbę do Boga. Oczywiście, dotyczy to chętnych osób wierzących. Nie mam pojęcia, dlaczego nie można tego robić w innym miejscu, ale byłam świadkiem, kiedy ktoś miejscowy krzyczał na kobietę, która robiła to pod samą Ścianą Płaczu.
Moja połówka udała się na męską stronę Muru Zachodniego, będącego pozostałością Świątyni Jerozolimskiej. Mężczyźni mogą również wejść do synagogi, ale muszą mieć nakrycie głowy. Wśród modlących się zauważył pewnego "nabuzowanego" Żyda, który zachowywał się bardzo głośno i nerwowo, po czym nagle wybiegł z synagogi. Po pewnym czasie natknęliśmy się na niego na terenie Starego Miasta. Stał dosłownie przed samym nosem izraelskiego żołnierza, kiwał się w przód i w tył, na głos wypowiadając modlitwę. Swoim zachowaniem starał się sprowokować żołnierza do agresywnej reakcji. Z jakiego powodu? Ze słów naszej wspaniałej przewodniczki wynikało, że część Żydów nie uznaje państwa Izrael i chce doprowadzić do kolejnego konfliktu zbrojnego. Generalnie, tak jak pisałam wcześniej, w Palestynie czułam się o wiele bezpieczniej niż w Izraelu. Lepiej nie zapuszczać się do dzielnic, w których mieszkają ortodoksyjni Żydzi, gdyż można zostać obrzuconym jajkami lub pomidorami. Żeby było jasne, nie jestem przeciwko żadnej nacji ani religii - po prostu opisuję wydarzenia, które miały miejsce i porady, które otrzymaliśmy od przewodniczki. Po prostu trzeba uszanować fakt, że jest się w obcym kraju i ktoś sobie nie życzy naszej obecności w pobliżu swojego domu.
Ku naszemu niezadowoleniu na obejście bazaru i obiad mieliśmy tylko półtorej godziny. Oczekiwanie na obiad w poleconym przez przewodniczkę miejscu przedłużyło się, w związku z czym na bazar zostało nam chyba tylko pół godziny. A szkoda, bo uwielbiam atmosferę bazarów, fantastyczne kolory i zapachy (hm, nie zawsze przyjemne:)). Co do obiadu, to nie pamiętam już, co jedliśmy, ale nie było to nic godnego polecenia. Raczej wybierzcie bazarowe stoisko z falafelami niż restaurację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz