środa, 6 sierpnia 2014

Aktywne weekendy, czyli spływy kajakowe

Za mną dwie szalone niedziele pod znakiem kajaka. Upalna pogoda natchnęła mnie do tego, aby w końcu pojechać na spływ kajakowy jedną z okolicznych rzek. W zeszłym roku po raz pierwszy uczestniczyłam w takiej imprezie, dzięki zaprzyjaźnionej firmie Familyday i - kiedy minął już pierwszy szok, a przekleństwa zeszły z mych ust - byłam zachwycona. Skąd taka reakcja? Jak było w tym roku? I w ogóle o co ten cały szum? Zapraszam do lektury.
Łupawa 

Zacznę od tego, że poprzedniego lata przeszłam chrzest bojowy na spływie po Łupawie z m. Kozin do m. Łupawa (poziom trudności wg Familyday - 5 gwiazdek). Niczego nieświadoma, mając za sobą spokojne "dryfowanie" po jeziorach, wsiadłam do kajaka z moim mężczyzną i... zaczęło się. Najpierw przenoska. Mimo kontuzji kolana jakoś dałam radę. Potem były jeszcze zwalone drzewa, leżące w poprzek koryta rzeki. Żadna drewniana przeszkoda nie była podobna do drugiej. Przy każdej można było wypróbować różne ćwiczenia gimnastyczne. Moje ulubione - kładzenie się na płasko w kajaku w celu przepłynięcia pod drągalami bez utraty głowy. Oczywiście, techniki są różne. Niektórzy wolą przechodzenie górą i wskakiwanie do kajaka z drugiej strony:).


Podczas tego spływu wielokrotnie napotykaliśmy na ogromne podwodne głazy, których oczywiście nie było widać, dopóki nasz kajak na nich nie zawisł. W takim przypadku polecam ruchy posuwisto-zwrotne. Przydaje się kompatybilność kajakowej pary w tym zakresie;-). W pewnych miejscach nurt był tak rwący, że czuliśmy się jak w górach. Trzeba było mocno pracować wiosłami, aby nie znosiło kajaka. Zaliczyliśmy nawet jeden mały wodospadzik. Było o tyle zabawnie, że dość pokaźna liczba kajaków zgrupowała się przy brzegu po lewej stronie przed spadkiem, który wyglądał dosyć groźnie, i czekała na pierwszego odważnego (albo wariata).  Słyszeliśmy tylko: Patrzcie na nich. My płynęliśmy dość szybko prosto na "wodospad". Zdążyłam się tylko chwycić mocno kajaka, wydrzeć w niebogłosy i... pokonaliśmy występ bez wywrotki, śmiejąc się po chwili do rozpuku. Za nami natychmiast wyruszyła cała wataha kajaków.

Tak jak pisałam powyżej, przez jakąś godzinę klęłam na czym świat stoi, gdyż woda nie jest moim ukochanym żywiołem i obawiałam się wszelkich katastrof w postaci utonięcia lub porwania przez topielice. Nic takiego się nie stało. Mało tego, można powiedzieć, że nie zaliczyliśmy żadnej wywrotki. Czasami po prostu sami wchodziliśmy do wody, aby przepchnąć kajak przez przeszkodę, ale odbywało się to w sposób kontrolowany, który w pełni mi odpowiadał. Sam fakt, iż nie przestraszyłam się i z wielką chęcią uczestniczyłam w kolejnym spływie, mówi za siebie. 


Słupia

W tym roku dwukrotnie popłynęliśmy rzeką Słupią z m. Soszyce do Jeziora Głębokiego (poziom trudności wg Familyday - 3 gwiazdki). Pierwszy raz wiosłowaliśmy, ile pary w łapach i przepłynięcie trasy zajęło nam jakieś 5 godzin. W ostatnią niedzielę płynęliśmy na samym końcu naszej grupy, aby mieć na wszystkich oko. Nie wiem, jak to się stało, ale podróż trwała tylko godzinę dłużej. 

Co mogę powiedzieć o tej trasie? Pierwsza jej część - do Gołębiej Góry jest dość spokojna, aczkolwiek jest kilka miejsc, w których są zwaliska, i jedna przenoska. Przy okazji przenosek polecam błotne spa dla stóp:). Aż mlaska! W połowie trasy można zrobić postój. Jest również miejsce na ognisko, ale nie radzę się rozleniwiać, bo dopiero w drugiej części spływu zaczynają się prawdziwe atrakcje.


Mogę jednoznacznie stwierdzić, że wszystko zależy od poziomu wody danego dnia i rzeka nigdy nie wygląda tak samo. W pewnym miejscach Słupia zakręca tak gwałtownie, że trzeba skręcać w miejscu, żeby się wpasować. Zwisające gałęzie, zwalone drzewa, wystające z dna ogromne konary, inni kajakarze, wyprawiający różne akrobacje (np. pływanie tyłem), jak również ludzie, pływający łódkach, wyposażonych w pagaje, sprawiają, że żaden kajakarz nie będzie się nudził na tej trasie. Czas mija w mgnieniu oka. 

Na koniec wypływa się na Jezioro Głębokie i po ok. 1,5 km można odpoczywać na plaży lub przy ognisku. Na miejscu są toalety, śmietniki oraz zadaszone stoły do piknikowania. Po takim wysiłku kiełbasa z ogniska smakuje jak najbardziej wyszukana potrawa, a apetyty dopisują wszystkim.


Podczas spływu 3 sierpnia 2014 r. pogoda była upalna. Jednak warunki na rzece były doskonałe. Koryto jest w większości zacienione, więc panował przyjemny chłodek, komary nie dokuczały, a dookoła nas latały tylko niebieskie motyle i ważki. Podczas postojów lub spokojniejszych odcinków można podziwiać piękno kaszubskiej przyrody. Sielanka;-).

A oto film z ostatniego spływu. Mam nadzieję, że zachęci Was do spróbowania takiej aktywności.


Jak wygląda spływ?

Jeśli chodzi o inne sprawy organizacyjne, to z reguły organizacja spływu wygląda w ten sposób, że wszyscy spotykają się w miejscu "startu". Dobrze jest, gdy liczba aut jest zredukowana do minimum, aby wszyscy kierowcy zmieścili się do samochodu, który ich przywiezie w to miejsce po zakończonym spływie. Firma przywozi kajaki, kapoki oraz ewentualnie kilka beczek do schowania cenniejszych rzeczy, wyładowuje i - w przypadku niedoświadczonych kajakarzy - pomaga rozpocząć spływ. Następnie o umówionej godzinie przyjeżdża po kajaki i kierowców. Ewentualne inne ustalenia muszą być każdorazowo uzgadniane.


I jak? Czujecie się zachęceni do spróbowania swoich sił na spływie? Oczywiście, nie musicie od razu zaczynać od 5 gwiazdek. Familyday oferuje również spokojniejsze pomorskie trasy, na które można wybrać się również z dziećmi. Ciekawą opcją są również spływu dwu- lub trzydniowe w ramach weekendu czy urlopu. Może kiedyś w końcu skuszę się na coś takiego. 

Następnym razem napiszę kilka słów o tym, jak się przygotować do spływu kajakowego, i co ze sobą zabrać. Brzmi banalnie, ale te informacje mogą się przydać początkującym kajakarzom.

1 komentarz: