wtorek, 1 października 2013

Algieria – dzień drugi wycieczki objazdowej

Dzisiaj czas na opis kolejnego dnia podróży. Pierwszy dzień znajdziesz tutaj.

14.09.2013
Poranek wyglądał następująco: 6.00 – pobudka (nie licząc pobudek przed 4.00 i 5.00 – Meczet był naprawdę blisko), 6.45 - śniadanie, 7.30 - ruszamy w drogę. Jak już wcześniej pisałam, śniadanie było typowo francuskie, to znaczy składało się z croissantów i innych słodkich bułeczek, soków i kawy.

7.00-11.00
Drugiego dnia wyjątkowo od razu nie wskoczyliśmy w autokar, ale zaczęliśmy od spaceru po Konstantynie, którą można określić jednym słowem „Wow!”. Miasto jest położone na wysokości 640 m n.p.m. Przecina jest głęboki wąwóz, co czyni je naprawdę wyjątkowym miejscem z widokami, zapierającymi dech w piersiach. Zobaczyliśmy ogromny wiadukt i wiele mostów, pochodzących z różnych epok. Trudno jest wybrać najpiękniejszy. Jednak według mnie najbardziej okazały się most Sidi M’Cid, łączy kazbę ze wzgórzem, na którym znajduje się pomnik poległych w czasie I Wojny Światowej. 





Widok na pomnik poległych

Widok na most Sidi M’Cid



Miejscowi lubią korzystać z kolejki linowej celem przemieszczenia się między poziomami miasta. 
Inną opcją jest winda. 

Wystarczy odrobinę wychylić się poza krawędź mostu, aby zobaczyć na przykład ujrzeć walące się chaty lub stada owiec, dzikie targowiska, na których można sprzedać wszystko i jeszcze więcej kupić, ogromne przepaście. Niestety, czasem zamiast podziwiać piękne widoki, doznawaliśmy lekkiego szoku, widząc wylatujące z okien śmieci, lądujące w różnych miejscach.

Stadion dziesięciolecia to przy tym pikuś.




 Typowa wąska uliczka





Po odpowiednim okutaniu się, dane nam było wejść do Meczetu Amira Abdela Kadra. Aby wejść do tego największego meczetu w Algierii, należy zakryć kolana i ramiona oraz zdjąć buty. Kobietom radzę zakryć również włosy, gdyż zwiększa to szansę na wpuszczenie do środka. Pamiętajcie o wyciszeniu telefonów komórkowych i odpowiednim zachowaniu.
Wnętrze robi jeszcze większe wrażenie niż fasada. Zdobi je przeogromna kopuła, ozdobiona wszystkimi imionami Allaha.




12.00-13.00
Starożytne miasto Tiddis jest położone na wzgórzach w odległości 28 km od Konstantyny. Godziny otwarcia 8.00-16.00, cena biletu 20DA dorosły, 10DA dziecko. Na miejscu można było nabyć jedynie pocztówki. Żadne inne pamiątki, ani też picie czy jedzenie, nie były dostępne. Do miasta wchodzi się przez bramę z łukiem triumfalnym, na której jest widoczny miecz, oznaczający, iż stacjonował tam rzymski legion. Niegdyś okoliczne ziemie należały do najwilgotniejszych na Wyżynie Szottów w Algierii. Nazywano je „spichlerzem Rzymu”. Podczas zwiedzania warto zwrócić uwagę na trzy ogromne cysterny, mogące pomieści 350 tysięcy litrów wody.
To było jedyne miejsce, gdzie spotkaliśmy jakichkolwiek turystów. Była to grupa 10 Amerykanów, którzy zwiedzali Algierię, pomimo że – według słów przewodnika – rząd im to zdecydowanie odradza.




13.20-14.10
Lunch zjedliśmy w miejscu dość obleganym przez miejscowych mężczyzn. Oczywiście nie było toalety dla kobiet, ale i tak została zaliczona. Jeśli ktoś uważa takie wycieczki za luksusowe, to niech weźmie pod uwagę, że każda toaleta miała charakter „na Małysza” i nie miała spłuczki, a jedynie kubeczek lub wiaderko z wodą. W super wersji wyposażona była w kran z wężem. Stopnie czystości były różnorodne.
Lunch zjedliśmy w towarzystwie setek much, ale skoro nikt się nie pochorował, to chyba nie było tak źle. Uraczyliśmy się szaszłykami z kurczaka z bułką w cenie 30DA za sztukę. Popiliśmy wodą mineralną 30DA za półtoralitrową butelkę.

Generalnie w Algierii nie trzeba tak uważać, jeśli chodzi o jedzenie, w porównaniu do innych krajów arabskich, takich jak Egipt. Jedliśmy surowe owoce i warzywa i nic nam nie było. Nie zaleca się jednak picia wody z kranu.


 Grillowanko.

 Sąsiedni stolik.

Bagietka gratis:).

19.50
Dotarliśmy do Grand Hotelu Adghir w Algierze po przejechaniu łącznie ok. 400 km. Hotel niczego sobie. Jedzenie niezłe. Darmowy internet w recepcji. Klima działała, pokoje czyste. Szczegół, że nie mieliśmy deski sedesowej, ale daliśmy radę:). Jedynie na korytarzu na naszym piętrze ktoś zapomniał użyć odkurzacza:).





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz