Dzisiaj rozpocznę serię nietypowych wpisów, dotyczących moich wyczynów w kuchni, zainspirowanych podróżami, które już mam za sobą lub które są w planach. Mogę Was zapewnić, iż wszystkie przepisy zostaną przeze mnie osobiście wypróbowane. Natomiast potrawy zostaną sfotografowane i ocenione organoleptycznie:). Nie mam zamiaru mierzyć się z blogami kulinarnymi, ale jestem prawdziwą fanką narodowego i regionalnego jedzenia.
W dzisiejszym odcinku będzie łatwo, szybko i przyjemnie, a gwiazdą będzie skandynawska przystawka o nazwie Gravlax.
Gravlax jest przyrządzany z surowego łososia, marynowanego w soli, cukrze i koperku. Z reguły jest podawany jako przystawka, cienko pokrojony, w towarzystwie sosu musztardowego.
W książce kucharskiej z przepisami z całego Świata, którą dostałam kiedyś w prezencie, znalazłam trzy receptury. Dwie z nich zawierały jeszcze dodatkowe składniki, np. wódkę. Wybrałam tą najprostszą. Następnie zakupiłam płat surowego łososia (poszukajcie najlepiej takiego bez skóry). Następnie przygotowałam mieszankę z 9 łyżek soli (najlepsza jest gruboziarnista, ale miałam zwykłą i chyba niczego nie zepsułam. oraz 6 łyżek cukru. Łososia włożyłam do pudełka i zasypałam przygotowaną mieszanką, zamknęłam i włożyłam do lodówki na 3 dni. Po tym czasie łososia - którego kolor zrobił się prawie czerwony - wyjęłam, opłukałam i pokroiłam na cieniutkie plastry. Przed podaniem skropiłam sokiem z cytryny.
Teraz czas na ocenę. W smaku i konsystencji przypomina łososia wędzonego na zimno, z tym że wędzona wersja wydaje się być delikatniejsza. Skropiony z sokiem z cytryny smakuje, jakby to powiedzieć, świeżo. Nie nabrał przez 3 dni przykrego czy intensywnego zapachu. Mogę polecić tą potrawę z czystym sumieniem.
Jeśli wypróbujecie, przyślijcie wiadomość z wrażeniami smakowymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz