czwartek, 16 października 2014

Marrakesz - Plac Dżamaa al-Fina wieczorową porą

Marrakesz należy do najpopularniejszcyh miast na całym Świecie. Można powiedzieć, że nie był w Marrakeszu ten, kto nie odwiedził Placu Dżamaa al-Fina, szczególnie w godzinach wieczornych. Hałaśliwy, denerwujący, uzależniający, orientalny, kolorowy, przesiąknięty zapachem wspaniałych przypraw, zmieszanych ze smrodem końskich odchodów i ścieków. Nie da się go określić jednym słowem. To trzeba poczuć.

Czerwone miasto jest podzielone na dwa rejony. Pierwsza z nich to stara medyna z wielobarwnymi sukami i meczetami. Druga natomiast, zwana Kaliz, obejmuje nowoczesne miasto z hotelami, miejscami rozrywki, urzędami. Podobno nie ma takiego miejsca w "ziemi Boga" (nazwa miasta w języku berberyjskim), z którego nie dałoby się dojść do placu Dżamaa al-Fina. Tutaj pisałam o tym, czego można skosztować w tamtejszych garkuchniach.

Niedaleko placu zlokalizowany jest XII-wieczny Meczet Kutubijja (Koutoubia), którego 77-metrowy minaret był natchnieniem dla wielu innych tego typu budowli. Szczególnie magicznie wygląda oświetlony pod osłoną nocy. 


Na Plac Dżamaa al-Fina weszliśmy, kiedy zaczynało się ściemniać. Można powiedzieć, że wraz z zapadaniem zmroku na placu robił się coraz większy tłok. W tłumie dominowali miejscowi, pomimo sporej ilości turystów ze wszystkich stron globu. Wśród takiej ilości ludzi należy zachować szczególną ostrożność, jeśli chodzi o pilnowanie naszego dobytku. Odsyłam do jednego z artykułów na ten temat. Dotyczył Egiptu, ale przyda się i w Maroku


Czy ci wszyscy ludzie przyszli tu na zakupy? A może chcą zjeść kolację? Może postawić na swojego faworyta w walce? Wyrwać ząb? Zabawić się, obserwując tancerki, zaklinaczy węży i treserów małp? Może chcą zasięgnąć rady wróżbity czy uzdrowiciela? Posłuchać opowieści bajarza? Zagrać w tajemniczą grę z udziałem kury? Dać sobie pomalować dłonie henną? Możliwości jest mnóstwo, a wiele z nich jest zrozumiałych tylko dla miejscowych. My - turyści - możemy tylko podglądać. Jest to naprawdę fascynujące zajęcie. Muzyka, krzyki, śpiewy, nawoływania naganiaczy i sprzedawców - od tego wszystkiego można dostać pomieszania zmysłów, ale z drugiej strony jest to magiczne przeżycie. Nie dziwię się, że cały ten teatr został wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO. Bez tego całego cyrku plac byłby tylko placem. 


Skromna dygresja. Uważajcie z robieniem zdjęć komukolwiek. Tu nie ma nic za darmo. Chcesz zrobić zdjęcie, ustal najpierw cenę, aby nie mieć kłopotów. Możesz też udać się do jednej z restauracji, oferujących miejsca na tarasie i stamtąd próbować coś sfotografować, ale to polecam raczej w dzień, gdyż w nocy jest zbyt wielki tłum na placu.

Jeśli nie gustujesz w małpach, które niekoniecznie są szczepione, omijaj szerokim łukiem właścicieli tych zwierzątek, ponieważ stosują metodę wkładania małpki na głowę lub ramię znienacka i wtedy nie masz już za bardzo wyjścia, jak zrobić fotkę i zapłacić. 

Jedna z restauracji z tarasem (obowiązkowo musicie zamówić chociaż jedną pozycję z karty, np. colę;-)

Podczas wieczornego wypadu na Dżamaa al-Fina zobaczyliśmy cuda i najedliśmy się do syta różnych mniej lub bardziej dziwnych potraw. O niepowtarzalnych potrawach z garkuchni możesz przeczytać tutaj. Pochodziliśmy chwilę po samym suku, ale woleliśmy zostawić to sobie na następny dzień. Przeżyliśmy też chwile grozy podczas przechodzenia przez ulicę. Pamiętajcie, piesi nie mają tu pierwszeństwa, a najbardziej liczy się zdecydowanie, inaczej nigdy nie przejdziecie na drugą stronę. 



Dlaczego uważasz Plać Dżamaa al-Fina za magiczne miejsce? Bo turyści wydają się być tylko dodatkiem, a tak naprawdę najlepiej bawią się tutaj Marokańczycy. My możemy jedynie obserwować i próbować uszczknąć coś dla siebie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz