czwartek, 5 czerwca 2014

Czas na Bałkany - dzień czwarty wycieczki objazdowej, czyli Macedonia, cz. V (wycieczka fakultatywna)


Wycieczka do Parku Narodowego Galiczica, na którą się wybraliśmy, nie zawiodła naszych oczekiwań. Pomimo dość długiej podróży autokarem - było warto. Zresztą, jazda górskimi serpentynami dostarczała specyficznych wrażeń. A widoki... nie da się ich opisać słowami...


Kolejny dzień w Macedonii postanowiliśmy spędzić na całodniowej wycieczce fakultatywnej w Góry Galiczica, która kosztowała 37 euro od osoby. Osoby, które nie zapisały się na wycieczkę, mogły ten czas wykorzystać w dowolny sposób, na przykład bycząc się nad Jeziorem Ochrydzkim. Wycieczkę odbyliśmy miejscowym autokarem, który był znacznie mniejszy od naszego. O 8:30 wyruszyliśmy spod Hotelu Sileks

Heraclea

Po około 2 godzinach dotarliśmy do starożytnego miasta greckiego o nazwie Heraclea Lyncestis, które zostało założone przez Filipa II Macedońskiego w IV wieku p.n.e. Największą atrakcję ruin stanowią dobrze zachowane ogromne mozaiki podłogowe, zlokalizowane we wczesnochrześcijańskiej bazylice. Równie ciekawy jest teatr rzymski, wzniesiony przez cesarza Hadriana, będący dawniej miejscem walk gladiatorów.




Bitola

Między 11:00 a 11:30 przeszliśmy główną ulicą Bitoli, będąc małą atrakcją dla mieszkańców, którzy zajmowali stoliki we wszechobecnych kawiarniach, aby wypić południową małą czarną. Bardzo przypadły mi do gustu bogato zdobione kamienice z drewnianymi balkonami. 

Na koniec obejrzeliśmy wieżę zegarową Saat Kula z XVI w. oraz Cerkiew Św. Dymitra. Warto wejść do środka, aby obejrzeć wielki, misternie rzeźbiony ikonostas. Twórca poświęcił mu wiele godzin mozolnej pracy, która teraz może cieszyć oczy wiernych oraz turystów.




Wieża zegarowa w tle



To, co tygryski lubią najbardziej

Gdzie poszliśmy w czasie wolnym? Oczywiście na stary turecki bazar, gdzie zjedliśmy słodziutkie truskawki i dostaliśmy za darmo pomarańcze oraz możliwość zrobienia zdjęcia z ich sprzedawcą. Włóczyliśmy się, patrząc na kolorowe stragany, pełne soczystych owoców, wiejskich jaj, ogromnych oliwek, wspaniałych serów...






Ponieważ był to nasz ostatni dzień w Macedonii, a zostało nam trochę denarów, postanowiliśmy je wymienić na euro. Jest to opłacalne, ponieważ kurs kupna i sprzedaży jest taki sam. Zabrakło mi 5 denarów, abym mogła dostać 20 euro, ale... pan w kantorze był tak miły, że wyszłam stamtąd z dwudziestką eurasów w kieszeni. 

Obiad

W cenie wycieczki fakultatywnej był wliczony obiad w tradycyjnej restauracji. Szczerze mówiąc, obiad nie przypadł mi zbytnio do gustu. Nie był zły w smaku, tylko nie jestem pewna, ile w nim było tradycji, szczególnie w deserze. Na obiad składała się sałata z marchwi, kapusty białej i czerwonej, pomidorów i ogórków. Potem podano cevapcici, tawcze grawcze (te dwa dania były jak najbardziej tutejsze) i frytki. Deser miał postać ciasta z kremem. 




Prywatne muzeum

O 13:45 ruszyliśmy w dalszą drogę. Po 45 minutach dotarliśmy do prywatnego muzeum z macedońskimi historycznymi strojami. Kolekcja właściciela rozrosła się tak bardzo, że musiał wybudować drugi dom, gdyż nie miał gdzie mieszkać ze swoją rodziną. Mieliśmy okazję nie tylko oglądać stroje, ozdoby i rękodzieło, ale również poprzymierzać suknie i nakrycia głowy. Oczywiście nie zabrakło poczęstunku narodowym samogonem, o którym pisałam tutaj. Właściciel muzeum jest miłym, kontaktowym człowiekiem. Niektórzy wyszli z muzeum z prezentami od niego.





Park Narodowy Galiczica

O 15:30 znaleźliśmy się nad Jeziorem Prespańskim (853 m n.p.m.), gdzie spędziliśmy 40 minut. Podczas gdy część grupy spacerowała brzegiem jeziora, wypatrując pelikanów, kormoranów i czapli białych, reszta raczyła się kawą i winem w pobliskiej kawiarni. (przykładowe ceny: cola - 1 euro, mała butelka wina - 2,5 euro). Z tego miejsca można także podziwiać szczyty pasma gór Magaro. Infrastruktura turystyczna nie jest tu tak rozwinięta, jak nad Jeziorem Ochrydzkim, dzięki czemu jest tu znacznie spokojniej.




W drodze powrotnej dwukrotnie zatrzymaliśmy się, aby zrobić ciekawe zdjęcia z widokiem na Jezioro Prespańskie i Jezioro Ochrydzkie. Bardzo popularna jest przełęcz pod trawiastym szczytem Baba, gdzie stoi kapliczka św. Jerzego, wyglądająca jak mała cerkiewka.





Wieczór

Chwilę przed godzinę 18:00 wróciliśmy do Hotelu Sileks w Ochrydzie. Ponieważ pogoda była przepiękna, szybko wskoczyliśmy w szorty i pobiegliśmy nad jezioro. Stroje kąpielowe się nie przydały, bo woda było lodowata. Jednak nic nie stało na przeszkodzie, żeby posiedzieć na pomoście po zakupieniu miejscowego piwa w małym sklepiku (za dwa piwa zapłaciliśmy jakieś  euro). Ocieplenie sprawiło, że wyludniona dotąd kamienista plaża i puste kawiarnie zapełniły się ludźmi.


Powoli żegnamy się z Macedonią i ruszamy do Albanii. Byliśmy w Górach Galiczica?

4 komentarze:

  1. Jeszcze nie wiem dokładnie kiedy i z kim, ale w przyszłym roku NA PEWNO wybiorę się samochodem na Bałkany. Bardzo zaciekawiła mnie Macedonia i liczę również na Albanię. Najbardziej interesujące są dla mnie ceny jedzenia w sklepach i lokalnych knajpkach i co smacznego tam można zjeść, oraz miejsca ciekawe przyrodniczo. Tak, że pisz, pisz - droga autorko - ja to wszystko czytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, to z chęcią wrócimy w tamte strony, szczególnie do Serbii i Albanii, gdyż spędziliśmy tam zbyt krótki czas. Po opisie wycieczki zajmę się szczegółami, dotyczącymi Bałkanów. Tam będzie więcej o narodowej kuchni, zwyczajach itp.

      Usuń
  2. I ja też z niecierpliwością czekałam na nowy opis wycieczki.Twój blog jest naprawdę wspaniały . Wiele się dowiedziałam i wiele rzeczy wykorzystam w praktyce.Twój blog polecam wszystkim znajomym.Już jutro wyjazd ale jakbyś miała chwile czasu to opisz jeszcze pobyt w Albanii (bardzo mnie to interesuje). Wiem ze to jest bardzo pracochłonne ale byłam bym bardzo wdzięczna.Monia do twojego blogu na pewno wrócę POZDRAWIAM!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halinko, wybacz mi, ale nie dam rady dzisiaj napisać postu o Albanii. Możesz być pewna, że jest tanio i ciężko się porozumieć w języku angielskim. W Tiranie nie mieliśmy wolnego czasu, żeby połazić na własną rękę, ale za to w Krui tak. Jeśli zatrzymacie się przed granicą z Czarnogórą, aby kupić trunki, to tańsze ceny są przy samym barze po prawej stronie, a nie w sklepiku, który znajduje się na przodzie. Nie kupujcie koniaków byle gdzie, bo możecie kupić... herbatę. Na zwiedzanie Krui weźcie dobre buty, bo kamienie są śliskie i trzeba iść pod górę.
      Pozdrawiam i czekam na wiadomości po powrocie z wycieczki:)

      Usuń