niedziela, 10 sierpnia 2014

Rzeczne wyzwanie, czyli pierwszy spływ jednoosobowym kajakiem

Niedawno pisałam o spływach kajakowych, w których do tej pory uczestniczyłam. W artykule wspomniałam o Łupawie, która nie należy do akwenów, służących do relaksującego dryfowania. Dzisiaj jednak czekało mnie coś więcej niż przeszkody w postaci zwalonych drzew czy wielkich kamieni. Musiałam zmierzyć się również z własnym strachem i obawami.

W Kozinie - dzięki Familyday - czekał na mnie jednoosobowy kajak turystyczny, czyli moje dzisiejsze wyzwanie. Po zwodowaniu nie czułam się pewnie i miałam wrażenie, że każdy ruch wiosłem może spowodować przewrócenie się kajaka. Ponadto wydawało mi się, że pode mną rozciąga się wielka głębia, a kapok z pewnością nie spełnia swojej funkcji. Pomimo wszystko - wiosłowałam i posuwałam się dalej.

Podczas spływu można popatrzeć w niebo

Każdy ruch wiosłem wzmacniał pewność siebie i poczucie stabilności. Każda pokonana - mniej lub bardziej udanie - przeszkoda powodowała, że spływ był coraz fajniejszy. Kajak wykonywał moje rozkazy (prawie zawsze;-). Oczywiście, nie obyło się bez kilkunastu zatrzymań na drzewach czy kamieniach. Raz nawet zawisłam na gałęzi, a kajak zaczął nabierać wody. Ponieważ nurt był bardzo rwący, musiałam uważać, żeby go nie porwało. Udało mi się jednak uratować bez niczyjej pomocy. Na bystrych odcinkach wystarczy złe ustawienie kajaka w stosunku do przeszkody i już spycha nas tam, gdzie nie trzeba (z reguły równolegle do zwalonego drzewa), czasami powodując wywrotkę. Jestem zaskoczona, że nie zaliczyłam żadnej. Co nie znaczy, że byłam sucha.

Po zawiśnięciu na gałęzi

Łupawa po raz kolejny nie zawiodła. Zapewniła nam atrakcje w postaci sporych wodospadów, dużych kamieni, między którymi trzeba było manewrować, zwalonych drzew i kamienistych płycizn. Miejscami nurt był tak bystry, że czułam się jak na raftingu. Jednakże były i chwile spokojne, podczas których można było kontemplować okoliczności przyrody, obserwować faunę i florę, odbijające się od powierzchni wody słońce oraz patrzeć w niebo. Kto raz popłynie tą trasą, ten albo ją znienawidzi, albo pokocha i będzie szukał nowych wyzwań.

Utknęłam na mini-wodospadzie

Podsumowując, mogę uznać mój debiut za udany, mimo bardzo wymagającej rzeki. Kajak był lżejszy, więc rzadziej trzeba było go przenosić. Płynął tam, gdzie chciałam. Jeśli zrobiłam coś źle, to mogłam mieć pretensje tylko do samej siebie. Jeśli zrobiłam coś dobrze, to mogłam być z siebie dumna. Strat brak, nie licząc wielkiego siniaka na kości ogonowej.

Raz górą, raz dołem

I jeszcze jedno - kobiety, podejmijcie wyzwanie i pokażcie swoim facetom, że jesteście the best:). To odezwa do tych, które się jeszcze wahają. 

Tuż przed mini-wodospadem

W tym miejscu podziękuję też moim towarzyszom, którzy mnie wspierali i motywowali przez cały czas:), rozpalili ognisko i wystrugali kijki do pieczenia kiełbasy:).

Jeśli chcecie poczuć dynamikę spływu, zapraszam na film.

6 komentarzy:

  1. Gratuluję odwagi. Sprostać takiemu wyzwaniu to niełatwa rzecz, ale kiedy się już uda, dodaje niesamowitego powera i chciałoby się dalej próbować czegoś nowego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Nika.Jula. Łatwo nie było, ale cieszę się, że spróbowałam:).

      Usuń
    2. Miałam tak samo, kiedy pierwszy raz próbowałam backpackingu. Nie było łatwo, ale doświadczenie niezapomniane. A w rezultacie odkryłam nową pasję :) Jestem w tym temacie nowicjuszem, ale wiem, że na tych dwóch wyjazdach na pewno się nie skończy.

      Usuń
    3. Wspaniale jest mieć pasję w życiu. Czasami warto przekroczyć granicę własnego komfortu, żeby coś zmienić w swoim życiu. Pozdrowienia!

      Usuń
  2. Świetny opis i foty. Rzeczowo i zachęcająco.
    (...) a faceci - też pokażcie swoim kobietkom, że jesteście the best ;)

    OdpowiedzUsuń